O polskim designie słów kilka - wywiad z Anną Wiszniewską

Katarzyna Grabowska: Czy da się jednym zdaniem opisać, czym jest polski design?

Anna Wiszniewska: Jest to bardzo trudne. To szereg zjawisk i nieprzypadkowo w designie wyróżniamy poszczególne dekady. Jednak wyrażeniem najlepiej opisującym polski design jest „design demokratyczny”, czyli to, co niesie za sobą tworzenie na szeroką skalę produktów dobrze zaprojektowanych, wysokiej jakości, funkcjonalnych i przy tym niedrogich. To jest to, co wydaje mi się mocno związane z podejściem polskich projektantów, od powojnia aż do czasów obecnych. Druga sprawa to odwoływanie się do tradycji regionalnych. To fantastycznie funkcjonowało już przed wojną, również po wojnie było oficjalną doktryną i w bardzo twórczy sposób zostało wykorzystane przez projektantów. Także myślę, że ta potrzeba projektowania z duchem kultury ludowej i narodowej, i właśnie to projektowanie dla wszystkich, to są takie nieodłączne cechy polskiego wzornictwa XX wieku.

 

K.G.: W tym roku obchodzimy ważną rocznicę, jaką jest 70. lecie powstania Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, jednej z najważniejszych instytucji projektowania przemysłowego, z której to wyszły kultowe dziś projekty takie jak krzesło Pająk autorstwa Marii Chomentowskiej. Ideą założycielki Instytutu, Wandy Telakowskiej, było hasło: Piękno na co dzień dla wszystkich”. Jak współcześnie możemy rozumieć ten manifest?

A.W.: Jeśli mówimy o dokonaniach współczesnych projektantów, to myślę, że oni bardzo dobrze rozumieją, że dobry design nie musi być drogi. To są dobrze zaprojektowane meble, na które wszyscy zasługują. W tym współczesnym projektowaniu to się bardzo często łączy ze wzornictwem społecznym, z projektowaniem dla ludzi, również osób wykluczonych, np. śpiwory dla bezdomnych. To takie bardzo piękne inicjatywy może trochę naiwne, ale mnie bardzo wzruszają poprzez swój społeczny kontekst. Tak ja właśnie rozumiem hasło „Piękno na co dzień dla wszystkich”. Natomiast oprócz warstwy projektowej jest również ta edukacyjna. Nie wszyscy potrafią zauważyć, co to dobry design. Tutaj bardzo dużą rolę pełnią projektanci wnętrz, którzy pokazują, czym jest funkcjonalna przestrzeń, po prostu dobra do życia.

 

K.G.: Zostając w temacie IWP – co takiego sprawiło, że projekty sygnowane przez tę instytucję są dziś tak popularne i poszukiwane przez miłośników designu?

A.W.: Myślę, że te projekty są po prostu bardzo funkcjonalne. Były zaprojektowane z myślą o niewielkich mieszkaniach, a większość z nas w takich mieszkaniach cały czas żyje. I te meble po prostu się tam fantastycznie sprawdzają. Meble powstałe w kręgu IWP to projekty dopracowane pod każdym względem – materiału, ergonomii, ale też formy. Bo właśnie forma to coś, co na pierwszy rzut oka decyduje, czy coś nam się podoba, czy nie. Dopiero później oceniamy takie elementy jak funkcjonalność czy wygoda. Te obiekty są też łatwe w przenoszeniu, nie są problemowe w zakresie wymiany tapicerki itp. Są po prostu zrobione dobrze i na lata. Choć były projektowane z myślą, że nie są to meble na pokolenia. Okazało się jednak inaczej.

 

K.G.: Oprócz Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, w Polsce już od lat 20. funkcjonowała Spółdzielnia Artystów ŁAD, której działalność wywarła ogromny wpływ na polską sztukę użytkową. Które projekty i dlaczego pokochały kolejne pokolenia Polaków? 

A.W.: ŁAD urósł dziś do rangi marki. Jest najważniejszą polską spółdzielnią, taką, która wywarła największy wpływ na kulturę wnętrza. Wcale mnie nie dziwi, że meble ŁADu są dziś poszukiwane, bo to wybitne projekty idące z duchem czasu. Szczególnie widać to w powojennej działalności spółdzielni. Wcześniej były to ekskluzywne produkty, raczej meble jednostkowe dedykowane dla konkretnych wnętrz. Po wojnie zaczęła się produkcja krótkoseryjna. Ja mam taką grupę mebli, którą uważam za najciekawszą i dobrze zaprojektowaną dla tych powojennych wnętrz, które były nieduże, szczególnie w latach 40. i na początku lat 50. Ze względu na problemy z mieszkaniami, ludzie często je współdzielili. Pamiętam taką opowieść mojej promotorki i mentorki, prof. Ireny Huml. Jej koleżanka wraz z mamą wprowadziły się do takiego mieszkania. Ze względu, że wszystkie pokoje były zajęte, otrzymały przydział do łazienki. I jako jedyne meble, które się tam mieściły, były właśnie projekty ŁADu.  Już po wojnie projektanci spółdzielni zauważyli zmieniające się oczekiwania odbiorców, ale też zmiany ustrojowe. Meble należało projektować zupełnie inaczej i oni natychmiast potrafili się do tych zmian przystosować. W związku z tym powstawały nieduże realizacje, stosunkowo niedrogie, często z palonej sosny. Mimo że sosna uważana jest za jeden z najgorszych materiałów w meblarstwie, tutaj jako główny surowiec do wytwarzania mebli sprawdziła się świetnie. Te przedmioty okazały się w efekcie bardzo piękne, palenie podkreślało słoje, nadawało im rustykalnego zacięcia. W tym czasie powstały też takie wybitne projekty jak krzesło dziecięce Sarenka projektu Olgierda Szlekysa i Władysława Wincze czy maleńki stół, który po rozłożeniu mógł pomieścić sześć osób. Ciekawym projektem były też półki modułowe, które można było kupować pojedynczo i tworzyć z nich regały, ale też np. stoliki czy szafki. Jednocześnie wciągało to użytkownika w proces projektowy, ponieważ pomysł co zrobi z tych modułów, pozostawał po jego stronie.

 

K.G.: Jak zmieniało się polskie wzornictwo przemysłowe na przestrzeni tych ostatnich 100 lat?

A.W.: Te zmiany wiązały się z oczekiwaniami odbiorcy, ale też z gustem epoki. Przed wojną meble ŁAD, reprezentacyjne i modne, były utrzymane w duchu art deco. Niektóre były inspirowane dawnymi stylami np. Biedermeier. Po wojnie z kolei to były meble zaprojektowane dla niewielkich mieszkań, ale również miały rys art decowski. Lata 40. i początek 50. stoją pod hasłem regionalizmu. To jest druga strona medalu zjawiska, które określamy sztuką socrealizmu. Były to jednak bardzo interesujące realizacje. Po 1956 roku następuje z kolei inwazja nowoczesności. Dominują kolory i formy organiczne. To bardzo ciekawy moment w historii polskiego wzornictwa, ponieważ te ikoniczne dziś realizacje powstały właśnie w tym okresie. Na przełomie lat 60. i 70. nastąpił zwrot w kierunku retro. W projektach zaczęła pojawiać się interpretacja secesji, modne było urządzanie również wnętrz antykami. Lata 70. to okres, kiedy wielu twórców odeszło od przemysłu. To jest coś, co prof. Huml nazywa sztuką przedmiotu. Projektanci pracowali we własnych atelier, tworząc rzeczy jednostkowe i unikatowe. Tak powstały obiekty będące same w sobie dziełami sztuki.  Lata 80. to czas, kiedy trudno było o dobre surowce i wdrażanie projektów. Powstawały wtedy zgeometryzowane realizacje, kontrastowe kolory, wykorzystywano surowe materiały. Ale to też czas powrotu do rzemiosła. Lata 90. to upadek polskiego przemysłu. Fabryki kupowały zachodnie projekty lub je po prostu kopiowały. To się zaczęło zmieniać po 2000 roku. Wtedy projektanci wyjeżdżali już na zagraniczne studia, pracowali w renomowanych firmach projektowych np. we Włoszech. Po powrocie wykorzystywali swoje doświadczenie. Nastąpił ożywiony proces współpracy między projektantami a rzemiosłem, co jest dziś charakterystyczną cechą polskiego wzornictwa.

 

K.G.: Opuśćmy na chwilę Polskę i przenieśmy się na światowe salony. Jak polski design był postrzegany za granicą?

A.W.: Polski design co prawda nie ma jeszcze takiej marki jak ten włoski czy skandynawski. Jest postrzegany raczej poprzez pryzmat szkół np. Polska Szkoła Plakatu czy Polska Szkoła Tkaniny.  Rodzimy design zauważony został jednak przez zagranicznych historyków designu. Jest częścią światowego dziedzictwa, również podlegał tym samym modom i prądom, które funkcjonowały na zachodzie. Ale polskie projekty znajdują się też w takich prestiżowych instytucjach jak np. w Victoria and Albert Museum, które jest jednym z największych muzeów sztuki i rzemiosła artystycznego. Zobaczyć tam możemy m.in. fotel Romana Modzelewskiego, pierwszy polski projekt wykonany z tworzywa sztucznego.

 

K.G.: Na koniec chcieliśmy zadać pytanie o Pani ulubione projekty polskich twórców projektowania przemysłowego.

A.W.: Jeden z takich obiektów to Sarenka, którą już wspominałam. To mebel, który jest własnością mojej córki. Uważam to za genialny projekt, patrząc też na to, jak on rósł razem z nią. To obiekt, który naprawdę posiada swoją osobowość. Jest jednocześnie krzesełkiem, zabawką, może być też stolikiem. W naszym domu, ale też, z tego co wiem, w wielu polskich domach posiada nawet swoje imię. Dużo to mówi o tym, jaki to genialny projekt, który wychował pokolenia dzieci i stworzył silną więź emocjonalną pomiędzy użytkownikiem a przedmiotem. To cecha najlepszych projektów. Sarenka ma przy tym prostą i niezwykle solidną konstrukcję, która jest w stanie wytrzymać ekstremalne dziecięce zabawy. Pod tym względem jest nie do zdarcia. Dla mnie to projekt wszechczasów.